Część 1

2012-08-10 14:16

 

ROZDZIAŁ 1

 

 

Było południe. Wielkimi krokami zbliżały się wakacje, słońce coraz bardziej piekło w kark. Nie miałem zamiaru w taką pogodę siedzieć w szkole… To przecież oczywiste. Nienawidzę zimna, chociaż pewnie już każdy ma dość zimy i chce trochę ciepła. Nigdy nie lubiłem tej pory roku. Dokładnie nie wiem, czemu. Może, dlatego że kiedy byłem mały, słaby i wszyscy się ze mnie nabijali, wracałem do domu cały w śniegu, ponieważ starsi koledzy postanowili zrobić ze mnie bałwana. Mój Tata – Peter Stanler - zawsze stawał w mojej obronie. Postanowił zapisać mnie na kurs samoobrony i od tej pory potrafiłem się bronić. Wtedy po raz pierwszy był ze mnie dumny. Bardzo mnie kochał, ale w głębi duszy wiem, że wini mnie za to, co stało się mamie. Moja Mama – Elizabeth Stanler - nie mogła się mną zajmować, tak jak inne matki opiekują się swoimi dziećmi, ponieważ była poważnie chora, od kiedy pamiętam. Najprawdopodobniej to ja rodząc się, tak popsułem jej zdrowie. Dla niej byłem najważniejszy na świecie, bardzo mnie kochała. Pomagała mi jak najbardziej potrafiła. Niestety pewnego dnia, kiedy miałem 15 lat poszedłem na pewną imprezę z moim najlepszym kolegą – Jacobem. Umówiłem się z rodzicami, że wrócę przed godziną dwunastą, tak niestety się nie stało. Na tej imprezie strasznie się upiłem, to niestety nie był mój pierwszy raz. Straciłem poczucie czasu i nie stawiłem się w domu o umówionej porze. Byłem niepełnoletni a do klubu, w którym się bawiliśmy przyszła policja i zabrała wszystkich niepełnoletnich na komisariat. Wcześniej raz już mnie złapano pijanego i niestety teraz groził mi sąd dla niepełnoletnich. W tym okresie przechodziłem coś w stylu „buntu”. Dobrze się uczyłem, z ocen byłem zadowolony, ale niestety polubiłem alkohol. Moja mama, kiedy dowiedziała się gdzie jestem i co mi grozi strasznie się przejęła. Źle to wpłynęło na jej zdrowie, stres ją zniszczył. Resztę życia spędziła głównie na szpitalnym łóżku. Nigdy sobie tego nie wybaczyłem i nie wybaczył mi tego Ojciec. Od tej pory miałem mniej przyjazne stosunki z moim Tatą.

            Siedziałem na murku obok starej fabryki butów, kiedy dołączyli do mnie moi trzej koledzy: Oliver, George i Jacob. Mamy specjalne miejsce gdzie możemy posiedzieć, wypić i pogadać spokojnie. Kto by chciał siedzieć na lekcji Chemii, kiedy na zewnątrz jest ponad 20 stopni?

- Hej Dawid. Czemu nic nie mówiłeś, że masz zamiar zwiać, co? – Zapytał mnie Jacob siadając obok mnie i klepiąc lekko po ramieniu.

- Skoczymy z Oliverem po coś do picia – Powiedział George, i ruszył w kierunku sklepu, który znajdował się na następnej ulicy. Oliver pomaszerował za nim.

- Nie odpowiedziałeś na moje pytanie. – Zaczął Jacob po chwili ciszy.

- Nie chcę o tym gadać. – Nie miałem zamiaru znów mu się zwierzać, jak to pokłóciłem się z Ojcem. Dość już się nasłuchał.

- Sprzeczka z Tatą, co?

- Tak. Trochę się posprzeczaliśmy. Nic wielkiego.

- Chyba po raz pierwszy to ty zainicjowałeś ucieczkę ze szkoły – Zaśmiał się Jacob.

- A no jakoś tak wyszło. Jest ciepło a my teraz mamy Chemie. Nie chciało mi się siedzieć w dusznej sali. Było coś ciekawego?

- Niezbyt. Głównie powtarzaliśmy to, co już było – Oliver z George’m już wracali. Nieśli czteropak zimnego piwa.

- To dużo mnie nie ominęło. A co tam u ciebie słychać? – Nie było go dwa dni w szkole, bo pojechał do babci na ślub. Kobieta ma 80 lat, i wyrwała młodszego od siebie o 4 lata Dziadka. Kiedy byłem mały pojechaliśmy raz z Jacobem i jego rodzicami pod namiot na wieś, do jego babci. Muszę przyznać, że to naprawdę bardzo energiczna i wesoła osoba jak na swój wiek. Zawsze wieczorem przy ognisku opowiadała nam historie na dobranoc. Bardzo ją polubiłem i chyba ona mnie też.

- U mnie w porządku. Zacząłem kręcić z Victorią. Jak na razie jest całkiem fajnie, jutro idziemy do kina. Później może jakaś kolacyjka. – Jacob od dawna podkochiwał się w Veronice. Była rok młodsza od nas. Długo się chłopak zbierał żeby w końcu do niej zagadać. Niestety nie miała żadnej siostry.

- Nasz Jacob’ek stał się teraz taki romantyczny – Zakpił z niego Oliver podchodząc do nas.

- O taak. – Przytaknął George – Łapcie po jednym. – Rzucił w moją stronę ochłodzone piwo, i drugie w stronę Jacoba.

- Dzięki stary. Wiesz, co dobre – powiedziałem, i otworzyłem puszkę z charakterystycznym dźwiękiem.  – Na jaki film masz ją zamiar zabrać? – Zwróciłem się do Jacoba.

- Hmm. Jeszcze nie wiem. Mówiła, że lubi horrory, komedie romantyczne, s-f. Muszę zobaczyć, co grają. Mi jest to obojętne. Chce żeby się dobrze bawiła.

            Przez jakiś czas siedzieliśmy w ciszy i popijaliśmy z puszek. Już od dawna nie piłem piwa, ponieważ Tata był na alkohol bardzo wyczulony, od kiedy mama wylądowała w szpitalu. Kiedy długo nie pije się piwa ma się wrażenie, że jest słodkie i pyszne. Chłód sprawia, że drętwieje ci cała skóra i masz ochotę od razu na kolejne. W milczeniu przyglądałem się graffiti namalowanym na ścianie starej fabryki. Ludzie to mają talent do takich rzeczy. Malunek przedstawiał herb drużyny futbolowej. W Nowym Jorku było tego pełno. Kiedyś, przed malowaniem mojego pokoju postanowiłem coś tym sprejem zdziałać, niestety talentu to ja nie mam. Chciałem narysować lwa, ale na lwa to nie wyglądało. Pamiętam jak by to było wczoraj, kiedy moja mama płakała ze śmiechu. Sama próbowała coś stworzyć i wychodziło jej lepiej niż mi. Mój tata.. cóż on miał swoje sprawy. Wiecznie w pracy jak i w domu tak i w swojej firmie.

            Jacob widząc, że znów się zamyśliłem zapytał:

- Słyszeliście, że za miesiąc ma być wycieczka do jakiegoś laboratorium? Chcą pokazać jakieś nowe pomysły, które mają zmienić świat. – ostatnie zdanie wypowiedział z nutką grozy w głosie.

- Tak. Słyszałem – odpowiedział pierwszy Oliver – Podobno będą pokazywać ciekawe rzeczy.

- Może być fajnie – Przytaknął George.

- A ja nie słyszałem. Kiedy o tym mówili? – Zapytałem.

- Nic dziwnego, że nie słyszałeś. Mówili o tym dzisiaj rano. Ciebie nie było. – Odpowiedział mi Oliver. I dodał – Dyrektor mówił, że pójdą wszyscy z dobrą frekwencją, więc jeżeli chcesz iść to radzę trochę się za siebie wziąć.

- Spoko. Dam radę. Przecież ja zazwyczaj nie uciekam z lekcji tylko dzisiaj jakoś tak wyszło... – Zacząłem się tłumaczyć, ale mi przerwano.

- Zbieramy się? Już grubo po drugiej, muszę zdążyć na obiad – zapytał Jacob. Zeskoczył z murka i spojrzał na nas z dołu.

- Ok. Lecimy – zgodził się George. I też ześlizgnął się z murka. Po nim zeskoczył Oliver i wszyscy spojrzeli na mnie.

- Idziesz? – Spytał Jacob.

- Tak idę, sam nie będę siedział nie? – Zeskoczyłem na ziemię i poszedłem za kolegami.

            Przez drogę do metra rozmawialiśmy jeszcze o wycieczce szkolnej, co tam ciekawego można zobaczyć i tym podobne sprawy. Z Jacobem znamy się od dziecka. Już w przedszkolu byliśmy najlepszymi przyjaciółmi. Później do mojego grona przyjaciół doszedł Oliver. A następnie George. Na nich naprawdę mogę polegać. Zawsze służą pomocą i dobrą radą. Ciężko znaleźć takich kumpli, ale jest to możliwe. Wystarczy mieć trochę szczęścia.

            Przy metrze spotkaliśmy Victorie i jej koleżanki, więc zrobiło się ciekawie. Oliver nie przesadzał, Jacob naprawdę zabujał się na zabój w Victorii. Zostawili nas i poszli przodem sami. Koleżanki nie były mną zainteresowane, i nawzajem, bo nie były zbyt ogarnięte jak na swój wiek. Urodą też nie grzeszyły. Przy wejściu do metra rozeszliśmy się z Oliverem i George’m, każdy poszedł w swoją stronę. Schodząc schodami do podziemia jak zwykle przywitały mnie znajome zapachy papierosów, ludzkich odchodów i alkoholu.

Policja stara się zapanować nad bezdomnymi i namawiać ich do zamieszkania w schronisku dla bezdomnych, ale większość woli żyć na ulicy. Jest im po prostu dobrze. Kupiłem bilet i usiadłem na ławce, aby poczekać na pociąg. Przyglądałem się tym wszystkim ludziom, którzy koło mnie przechodzili. Niektórym zazdrościłem. Zwłaszcza szczęśliwym rodzinom. Nie mieli pieniędzy, ale mieli siebie. Ja nie miałem mamy i już nigdy nie miałem jej zobaczyć.

Metro nadjechało z hałasem i piskiem. Wstałem i wyjąłem słuchawki z kieszeni. Kiedy jeżdżę, nie ważne, czym, czy to samochodem, metrem, autobusem lubię mieć na uszach słuchawki i słuchać muzyki. To pozwala mi zapomnieć o moich problemach i wyłączyć się, chociaż na chwilę.

Metrem jechałem około 35 min. Przez ten czas nie wydarzyło się nic specjalnego, no chyba żeby zaliczyć piękną dziewczynę, która się do mnie uśmiechnęła. Chociaż może to nie było do mnie tylko do chłopaka obok? Zostało mi tylko dojść na pieszo do domu. Na stacji spojrzałem na zegar była już 15:12. Wychodząc z metra znów mogłem normalnie oddychać, rozejrzałem się. Jak zwykle wszędzie pełno ludzi spieszących z pracy do domu, lub z domu do pracy na drugą zmianę. A to matka spiesząca odebrać dziecko z przedszkola. Pełno taksówek i rozgniewanych kierowców, bo jakaś nauka jazdy zatarasowała drogę. Wszędzie idący biznesmeni załatwiający swoje brudne sprawy. Kupcy uliczni jak zwykle darli się na pełne gardło oferując swój towar „najlepszej jakości” podróbek IPhonów lub MP3. Ruszyłem przed siebie. Z muzyką w uszach dobrze mi się szło, więc nie zdejmowałem słuchawek. Zanim się obejrzałem już byłem pod drzwiami domu.

Wszedłem do środka nikogo oprócz służącej - Kariny nie było w domu.

- Podać coś do picia? Może jest pan głodny? – Zapytała od razu na wejściu. Dobrze mi się przyjrzała. Tak jakby wiedziała, że coś piłem.

- Tak dziękuję. Co mamy dziś na obiad?

- Dziś zrobiłam gulasz. Zaraz panu podam.

Skinąłem głową i poszedłem do swojego pokoju. Kiedyś ten dom robił na mnie większe wrażenie. Wydawał mi się większy, weselszy. Ale to pewnie, dlatego że byłem mały i wszystko wydawało mi się wielkie.

            No i w końcu jestem. W swoim pokoju gdzie mogę się skupić, być sam, rozluźnić się. Nigdy nie zmieniałem jego wyglądu od przygody z malowaniem. Pomieszczenie jest dość duże jak na jedną osobę. Ściany są koloru zielonego. Po lewej od wejścia mam szafę na ubrania, obok wiszą regały gdzie stoją moje ulubione książki i komiksy „Kaczora Donalda”. Nad książkami postawiłem swoje modele żaglowców, które sklejałem kiedyś z mamą.  Naprzeciwko wejścia stoi dwuosobowe, rozkładane łóżko. Uwielbiam „rozwalić” się na jego całej powierzchni i spać jak zabity najlepiej po kilkanaście godzin dziennie. Nad łóżkiem są dwa okna wychodzące na podwórko.  Po prawej od łóżka na biurku stoi mój komputer i książki do szkoły. Nad biurkiem wiszą plakaty znanych drużyn futbolowych. Tak po krótce mogę przedstawić swój pokój. Nie jest zbyt piękny, ale ma swój urok.

            Rzuciłem plecak pod biurko i poszedłem do kuchni, gdzie już czekał na mnie obiad.

- Podać coś do picia? – Zapytała Karina.

- Poproszę wodę – odparłem i zacząłem jeść. Jedzenie jak zwykle było wyśmienite. Ta kobieta naprawdę umie gotować. To trzeba przyznać. Po skończonym posiłku powiedziałem Karinie:

- Dzięki za obiad. Jak wróci mój Ojciec i będzie coś chciał powiedz mu, że jestem u siebie.

- Oczywiście. Dam znać Panu Stanlerowi.

Ruszyłem do swojego pokoju i po chwili byłem już w nim byłem. Zasiadłem przed biurkiem, włączyłem komputer i w między czasie spakowałem się do szkoły na następny dzień.

            Przejrzałem najbardziej interesujące mnie strony internetowe i na koniec odpaliłem Facebooka. Paru znajomych pododawało zdjęcia z imprezy, i poza tym nie było nic ciekawego. Już chciałem wyłączyć stronę, kiedy napisała do mnie Victoria. Serce zabiło mi mocniej. Może wpadłem jej w oko? Nie, przecież to idiotyczne ona leci na Jacoba. Poza tym jak bym mógł zrobić coś takiego swojemu kumplowi? Czego ona ode mnie chce? Przeczytałem: „Cześć Dawid. Wyprawiam swoje 17 urodziny w ten weekend. Zainteresowany?”. Co? Victoria zaprasza mnie na swoje urodziny?!  Odpisałem:

 „Dlaczego chcesz żebym przyszedł?”. Trochę czasu minęło zanim odpisała. Co ona kombinuje?

„Jacob poprosił mnie żebym i ciebie zaprosiła, więc to robię. To jak wpadniesz? Nie oczekuje żadnego prezentu…”.

„Bardzo chętnie bym przyszedł, ale nie wiem czy będę mógł. Muszę zapytać Ojca. ”.

„Ok, rozumiem. Jeśli ci pozwoli to widzimy się u mnie o 20: 00 w sobotę. Jacob po ciebie wpadnie.”.

 „OK”. – Oj Jacob, Jacob... Co ty knujesz? Przecież na dziewięćdziesiąt procent nie będę mógł wyjść.

            Patrzyłem się jeszcze przez jakiś czas na naszą rozmowę i zastanawiałem się jak przekonać tatę, aby pozwolił mi pójść. Obmyślałem już nie raz różne strategie, które i tak nie skutkowały, więc zdecydowałem się na czysty spontan. Co będzie to będzie.

            Czekając na tatę chciałem jakoś zbić czas. Miałem parę zadań domowych, ale nie miałem ochoty ich odrabiać. Przypomniało mi się o wypadzie do laboratorium, poszperałem trochę w Internecie i, ku mojemu zdziwieniu dowiedziałem się, że to jest Firma mojego Ojca. Bywałem w niej parę razy jeszcze za czasu życia mamy. Dlaczego tata nic nie wspominał, że organizują tego typu „dni otwarte”? Nagle z dołu doszły mnie stłumione głosy Kariny i mojego taty:

- …Nie dziękuję, jadłem na mieście może później sobie coś odgrzeje. Dawid już przyszedł?

- Tak. Jest w swoim pokoju.

- Mam dla niego ciekawą informację, chociaż myślę, że już o niej wie.

            Chwile później drzwi od mojego pokoju otworzyły się i stanął w nich Pan Stanler. Miał ciężki dzień, bo wyglądał marnie. Blady, podpuchnięte i niewyspane oczy oznaczały, że znów wcześnie wyszedł do pracy. Był ubrany jak zwykle w garnitur. Marynarka była pognieciona tak samo jak i spodnie. Zrobiło mi się go trochę żal. Po co tak się zamęczać? Wydaje mi się, że tak łatwiej zapomnieć mu o mamie. Bardzo ją kochał i nadal cierpi, że ją stracił.

            Uśmiechnął się na mój widok i powiedział

-, Cześć synek. Jak minął dzień?

- Cześć. A w sumie nie było źle. A co tam u ciebie?

- Jak widać. Dużo dzisiaj pracowałem. Musiałem ustalać program na dni otwarte naszej firmy dla najlepszych szkół. Wasza szkoła również została zaproszona.

- Tak wiem. Wszyscy o tym gadają i są bardzo podnieceni.

- Cieszy mnie ta wiadomość.

-, Co tam pokażecie?

- Dowiesz się jak przyjdziesz, teraz nic nie powiem. Nie chcę psuć nikomu zabawy, bo pewnie od razu wszystkim byś powiedział.

- No tak. Pewnie by tak było. – Odparłem. I spojrzałem na monitor. Jak zacząć? Nie miałem pojęcia jak się zapytać o pozwolenie. Z góry było wiadomo, że mi nie pozwoli.

- Co tak myślisz? Chcesz mi coś powiedzieć? – Wiedział, że chcę go o coś prosić. Spojrzałem na niego z zakłopotaną miną i zacząłem mówić:

- No właśnie.. ymm…, bo w ten weekend moja koleżanka wyprawia siedemnaste urodziny i mnie zaprosiła. Będą wszyscy moi znajomi, i bardzo bym chciał pójść na to przyjęcie. Nie będzie tam żadnego alkoholu a nawet, jeżeli będzie to nie będę pił przysięgam. – Wszystko to powiedziałem na jednym wdechu i bardzo szybko żeby tylko mi nie przerwał. Serce zaczęło mi wariować tak samo jak napisała do mnie Viktoria. Patrzył się na mnie w ciszy, a ta chwila zaczęła zamieniać się w katorgę. Niech powie! Po prostu niech się nie zgodzi jak zawsze i będzie po sprawie. Wziął głęboki wdech i powiedział:

- Chciałbym ci wierzyć. Może i bym się zgodził, ale na ten weekend wyjeżdżam i nie będzie osoby, która mogłaby odebrać cię z tej imprezy. – On naprawdę by się zgodził! A może i nie, bo teraz ma wymówkę, że musi jechać w służbowej sprawie i nie ma mnie, kto przypilnować. Patrzyłem się na niego a on na mnie i przyszła mi do głowy pewna myśl, chyba już wiedział, że wygram. Może by tak…

- Słuchaj a może po prostu wrócę z Jacobem i prześpię się u niego. Jego rodzice nie mieli by pewnie nic przeciwko. Jeszcze dzisiaj zadzwoniłbym do Jacoba i wszystko ustalił, co ty na to? Na pewno nie zrobię nic złego zwłaszcza, kiedy mam nocować u kogoś innego. – Proszę, proszę żeby się zgodził! Koniec z nudnym weekendem! Odwrócił się ode mnie i spojrzał za okno. Myślał nad tym, co mu powiedziałem. Nie mogę przecież każdego weekendu spędzić w domu i nic nie robić. Muszę gdzieś się w końcu urwać. Po paru sekundach spojrzał na mnie, uśmiechnął się i powiedział:

- Dobrze niech będzie. Możesz iść, mama na pewno by chciała żebyś w końcu gdzieś poszedł. Tylko jeden warunek. Jeżeli powtórzy się to, co ostatnio, już nigdy nigdzie nie pozwolę ci wyjść. Ufam ci i wiem, że nie wykręcisz żadnego numeru mamie Jacoba. Zadzwoń do niego i wszystko uzgodnij. Ja idę się położyć, bo padam z nóg.– Już chciał wychodzić, ale nie pozwoliłem mu, bo powiedziałem:

- Dzięki! Jesteś super! Naprawdę nie spodziewałem się, że mi pozwolisz. Już dawno nigdzie nie wychodziłem. Obiecuję, że nie dam plamy.

- No ja myślę – zaśmiał się. Wyszedł z pokoju zamykając drzwi za sobą i pozostawiając mnie samego.

Odpaliłem jeszcze raz Facebooka i napisałem do Jacoba czy mogę u niego przenocować. Oczywiście nie było żadnego problemu jego rodzice się zgodzili. Od dawna nie czułem się tak dobrze.